Następnego dnia wszystko szło jak po grudzie. Pewnie dlatego,
że od rana broiłyśmy. Najpierw stwierdziłyśmy, że owoce rosnące w przy osiedlowym
ogrodzie to pewnie się tylko marnują, do tego nie są pryskane, bo kto
by je pryskał? a my przecież oszczędzamy, no więc co? najlepiej byłoby je w
ramach śniadania skonsumować. Rzuciłyśmy monetą kto zerwie granata rosnącego
przy drzwiach budynku
(tak, tego ze zdjęcia) i...Efekty na zdjęciu.
|
Śniadanko! |
Ciastka, owoce i kawa, tak pożywne śniadanie, że chyba do lunchu wytrzymałyśmy
tylko dzięki tej ogromnej obiado-kolacji dzień wcześniej i potężnemu upałowi. W
tym miejscu chcę zauważyć, że jednak brak klimatyzacji w hotelu/mieszkaniu
zlokalizowanym w środku pustyni to dramat. Wiatrak pod sufitem nie załatwia
sprawy.
|
Nasz balkon i wypalona od słońca trawa |
Tak czy inaczej w tym momencie już miałyśmy poślizg czasowy. Mimo
wszystko na dworcu autobusowym kierunek do Petra
tou Romiou byłyśmy w okolicach 11. Niestety, autobusy jeździły z taką
częstotliwością, że kolejny był o 13. I tak oto karma wróciła! Nie kradnie się
owoców z ogrodów! Na szczęście Cypr to Cypr i jakieś 100 metrów od tego dworca
znajdowała się, nazwijmy to umownie, plaża. Był to dostęp do morza z pomostu z
zejściem do skał z których już bez problemu można było wykonać hop do wody.
|
Przyjazne zejście do wody |
Chyba wcześniej nie spotkałam się z tego typu kąpieliskiem, ale trzeba
przyznać, że przynajmniej po wyjściu z wody stopy były zawsze czyste. Nie pozostawało
nam nic innego jak rozłożyć się z ręcznikiem na tym pomoście i czekać na
autobus. Po godzinie pluskania i zalegania na słońcu stwierdziłyśmy, że jakiś
lunch to nam się jednak należy i powędrowałyśmy do okolicznego baru, gdzie
serwowane były naprawdę niezłe hamburgery. Po lunchu nadszedł wreszcie
upragniony czas odjazdu autobusu w kierunku skały Afrodyty.
|
Miejsce upadku przyrodzenia Uranosa |
W miejscu gdzie rozrzucone są głazy podobno kiedyś narodziła
się Afrodyta, która jak wyszła i zaczęła przechadzać się po okolicy produkowała
przy każdym kroku kwiaty, po których, jak sądzę,
obecnie pozostały tylko kamienie, kamienie i
jeszcze trochę kamieni (to moja wersja skąd tam tyle kamieni).
|
Dużo kamieni |
|
I jeszcze więcej kamieni |
Osobiście
bardziej podoba mi się wersja w której historia idzie o krok dalej i mówi o
tym, że Kronos tak się zdenerwował na swojego starego - Uranosa, że obciął mu
przyrodzenie (hehe) i wrzucił do morza. Swoją drogą, to ciekawe co ten stary dziad zrobił. Morze zaczęło się pienić i wyszła z
niego nie kto inny jak Afrodyta, która wszędzie bruździła kwiatami.
|
Tu nic nie upadło, ani się nie spieniło, zwykła skała na lądzie wśród kamieni |
Na skały nie wolno się wspinać, wszędzie dookoła są kamienie,
przez co marnie się na niej wyleguje, no i nie mając butów do pływania dość
łatwo się na nich poślizgnąć, i wiadomo, zrobić sobie krzywdę.
|
Okolice Coral Bay |
Po powrocie z atrakcji stało się jasne, że do grobów królów
to my już nie zdążymy. Postanowiłyśmy jednak zobaczyć jeszcze Coral Bay, która
kusiła ładnymi widokami. Po ogarnięciu się w naszej "bazie"
ruszyłyśmy na autobus, który zawiózł nas na plażę całkiem podobną do tej w
Limassol, jeśli chodzi o podłoże. Po plażowaniu stwierdziłyśmy, że w ramach
oszczędzania wrócimy na piechotę, a poza tym dobrze by było wstąpić do Lidla na
jakieś tanie kupowanie. Wracałyśmy w czasie zachodu słońca. A że wzdłuż
chodnika ciągnącego się na skarpie na dole miałyśmy morze, było cudnie.
|
Widok na plażę Coral Bay |
W
Lidlu zaopatrzyłyśmy się tylko w najważniejsze produkty czyli cola i kilka
bułek. Tego wieczoru miałyśmy wypić po Wróciłyśmy do naszego apartamentu, zjadłyśmy już zupełne resztki tego co
zostało z "Karliny", uzupełniłyśmy szklanki johnnym z colą i
załączyłyśmy kolejną piosenkę przewodnią tej wycieczki: One day baby we'll be
old Asafa Avidana (do odsłuchania
tu), jak znalazł na świętowanie trzeciego oczka, i jak
znalazł jako wstępniak przed apogeum imprezowym :D Już następnego dnia
wyjeżdżałyśmy do Agia Napy!