wtorek, 19 kwietnia 2016

21 - O tym jak należy świętować wyjątkowe urodziny

Tym razem wyjazd odbył się w składzie ja plus Amiga przez duże A. Jak do tego doszło? Z Amigą znamy się od pięciolatków, więc tak się składa, że obchodzimy te same urodziny w jednym roku. I tak samo było właśnie w tym pamiętnym 2013. Równocześnie, od dawna już planowałyśmy wspólny wypad. Ponieważ w duecie świetnie wychodzi nam imprezowanie, cztery lata wcześniej (lub coś koło tego) za nasz cel została obrana największa imprezownia Europejska - Ibiza. Ibiza zdaje się zapadła podczas naszej jedynej  wtedy jeszcze wspólnej wyprawy (mam tu na myśli wyjazd na który wybrałyśmy się same, bo wcześniej zaliczyłyśmy masę wycieczek szkolnych oraz najlepszego - w moim przypadku, bo jedynego - Openera) do Berlina. Na marginesie, wyprawa do Berlina była wyjazdem autokarem ze Szczecina i nie miała wiele wspólnego z imprezowaniem.

Mała retrospekcja z Berlińskiej wyprawy
Wieża telewizyjna Berliner Fernsehturm
Panorama miasta z tej powyżej

Kościół pamięci cesarza Wilhelma

Rok później moja Besty przez duże B wymyśliła wyjazd do Barcelony, miałyśmy jechać we trzy (ja, Amiga i Besty) plus jeszcze dwie kumpelki. Wyjazd doszedł do skutku, ale Amiga nie pojechała, bo zaległa z ciążą w wyrze. (Barcelona była wyjazdem dość imprezowym, ale z naciskiem na zwiedzanie).

Casa Mila

Na dachu domu Mili

Sagrada Familia - totalny must see!

Besty cyka fotku

Park Gaudiego i podkarmianko

La Rambla, widok z kolumny Columba

Keja (?) w Barcelonie

Piciu w Parku Guell
A więc po trzech kolejnych latach licząc od Barcelony zapadła decyzja: dziecko może zostać z tatą, a my tak się świetnie składa mamy doskonały powód do świętowania, bo wtedy właśnie obie miałyśmy trzecie oczko. Akurat też znalazły się dodatkowe pieniądze, które mogły zostać przeznaczone na szczytny cel jakim były bilety lotnicze. Zatem już w lipcu znalazłam bilety na wrzesień na...nie, nie na Ibizę, na CYPR. Entuzjazm oczywiście był od samego początku. Amiga, jako matka z dwuletnim stażem miała już dodane do krwi planowanie (nie ma co ukrywać, matki prędzej czy później właśnie dostają tę dodatkową moc). Podczas gdy ja jeszcze nie wiedziałam gdzie lądujemy ona wymyśliła nam już tygodniową trasę po wyspie, z naciskiem na Agia Napę - czyli drugą po Ibizie najlepszą imprezownię w Europie (albo na świecie ;)). Wszystko szło doskonale trasa została ustalona: po wylądowaniu w Larnace (w okolicach 21) przejedziemy do Limasol, gdzie spędzimy dwie noce (nie przypadkowo Limasol miało być pierwsze, akurat zupełnym przypadkiem miałyśmy być na Cyprze podczas festiwalu wina! yupi!), następnie przejedziemy do Pafos na dwie noce (główny punkt programu - skała Afrodyty), następnie umca-umca Agia Napa (dwie noce) i jedna noc w Larnace z której wracałyśmy do Polski. Hotele zostały zarezerwowane dzięki mojemu ukochanemu www.booking.com, rezerwacje porobione oczywiście w opcji bezzwrotnej (to był ostatni raz jak wybierałam tą opcję), no bo przecież wiadomo, nie ma takiej możliwości, żebyśmy nie dotarły na Cypr! a tu Amiga zaczyna cyrkować. W mediach zaczynało się robić coraz głośniej o wojnie toczącej się w Syrii! (w tamtym momencie już od dwóch lat, no ale kto by zwracał uwagę na takie rzeczy. W końcu wcześniej nie miałyśmy jechać do kraju oddzielonego od wojny kawałkiem morza.). Problem zaczął być bardziej realny, ponieważ akurat na 5 dni przed naszym wyjazdem U.S.A. zaczęło się zastanawiać czy przypadkiem jakaś demokratyczna interwencja by się nie przydała w tamtym regionie. Brytyjczycy też się zastanawiali (a Brytyjczycy mają swoje bazy wojskowe na Cyprze). Szybko można było się domyślić, że jak tam pojedziemy to niechybnie zginiemy. Po szybkim obczajeniu, że w Syrii w przeciwieństwie do Iraku nie ma ropy, ani innych diamentów wyszło mi, że szczerze wątpię, że będą jakieś ataki. Amiga natomiast już zbierała kasę na nowe bilety np. do Hiszpanii. W jakimś momencie prezydent Obama postanowił się wypowiedzieć co zamierza. Włączyłam sobie tego dnia CNN, żeby mieć informacje z pierwszej ręki i czekałam. W końcu po zaledwie pół godzinnej obsuwie wyszedł i powiedział, że ataków nie będzie. Odetchnęłam. Wieczorem włączyłam polskie tzw. "wiadomości" z których dowiedziałam się, że prezydent jeszcze nie jest do końca zdecydowany (a właśnie, że był), ale powiedział, że nie zaatakuje póki co. Pierwszy raz zobaczyłam realny rozdźwięk między mediami i to jak łatwo jest manipulować informacją. Amiga nie dawała za wygraną próbowała zagaić o wycieczce do Hiszpanii a nawet Portugalii, ale po tym jak jej powiedziałam, że jak chce to niech sobie jedzie, bo ja jadę na Cypr wymiękła. Próbowała jeszcze wydzwaniać do MSZ, że może zapomnieli umieścić informację, że na Cypr to lepiej nie jechać, ale niestety, ministerstwo milczało jak zaklęte i nie uważało, że powinno zachowywać się inaczej.  Amiga skapitulowała, ale żeby nie było, że tak zupełnie odpuszcza stwierdziła, że jak coś jej się stanie to ja za to odpowiadam. No to zapowiadało się cudownie wprost...