Autostrada Limassol-Pafos |
Z rana udałyśmy się jeszcze ostatni raz przekąpać w
Limassolowym morzu, potem zabrałyśmy się na autobus i w drogę! Z pewnym smutkiem
żegnałyśmy się z Limassol, w sumie można było już tam zostać, no ale poczynione
rezerwacje kolejnych hoteli pchały nas na przód. Z resztą od rana
wydzwaniał do nas właściciel kolejnego apartamentu aby dowiedzieć się o której
będziemy, bo chciał po nas wyjechać na dworzec. Droga do Pafos była piękna,
przez całe półtorej godziny po lewej stronie ciągnęło się morze. Sam ten widok
ładował akumulatory. W sumie nie napiszę nic nowego stwierdzając, że nic
dziwnego, że tam ludzie nie bardzo marudzą, nie dość, że ciągle ciepło to
jeszcze to morze wzdłuż autostrady...
Po przyjeździe odebrał nas przemiły Pan właściciel, jak się
okazało mieszkania - kawalerki, którą zabukowałam. Miejsce nazywało się King's Holiday
Apartaments. Cały blok otoczony był ogrodem z drzewami cytrusowymi i granatami,
a na podwórku znajdował się basen.
Granat w osiedlowym ogrodzie, tuż obok wejścia do budynku |
Do plaży był niestety do przejścia kawałek,
tak jak i do lidla (ale był lidl!). Po zauważeniu, że w pokoju brak jest
klimatyzacji, umówieniu się, że wyjeżdżając wrzucimy klucze do skrzynki i
uzyskaniu informacji jak dostać się na dworzec ( bo dojazd na jest już prostszy
niż z, wystarczy złapać autobus na przystanku oddalonym jakieś 200 m od bloku)
Pan właściciel nas opuścił a my postanowiłyśmy się trochę odświeżyć i znaleźć
jakieś jedzenie, bo to już była ta pora.
Poza tym, w drodze do Pafos, po przeanalizowaniu naszych wydatków w
Limassol powzięłyśmy decyzję, że niestety w Pafos przydałoby się trochę
pobiedować, zwłaszcza jeśli mamy ochotę trochę pobawić się w Agia Napie. Z tymi
przemyśleniami i mocnym postanowieniem oszczędzania natknęłyśmy się na
restaurację "Karlina cafe" z
wystawionym potykaczem obwieszczającym, że mega plater za "tylko" 25
Euro. W sumie nie wyglądało na to, że w okolicy znajdziemy wiele więcej knajp,
a chodnik właśnie zaczął oddawać pobrany w ciągu dnia żar, więc poza jedzeniem
marzyłyśmy też o wielkim, zimnym piwie, no a poza tym, po podziale na pół nie
wychodziło tak tragicznie, a poza tym(!) przecież wszystkiego nie zjemy więc
będzie na kolację i śniadanie, jak nic. No więc oczywiście skusiłyśmy się. Byłyśmy
nieźle wygłodzone. Pierwszej przystawce ledwo zdążyłam zrobić zdjęcie w takim tempie
została wciągnięta.
Dokładka przystawki |
Kolejny talerz został już zjedzony w pełni kulturalnie, jak
również został na dokładnie obfotografowany,
Albo zamieniasz się w księcia, albo Cię zjem! |
kolejny talerz wbił nas nieco w
konsternację, przechodzący kelner widząc nasze miny zaśmiał się i stwierdził,
że to jeszcze nie wszystko, zrobił to w taki sposób, że ze śmiechu mało co
wszystko nam się nie wróciło.
"Hehe, and that's not all.." |
Cóż, kazałyśmy resztę popasu zapakować i
ostatkiem sił wepchnęłyśmy do poziomu nosa deser.
Damy radę... |
W tej sytuacji znów łatwiej
było mówić o oszczędzaniu! Wróciłyśmy do naszego mieszkania z jedzeniem. Że
robiło się późno doszłyśmy do wniosku, że resztę wieczoru spędzimy nad basenem
z winem, które jechało z nami z festiwalu (w końcu oszczędzamy, impreza była
dzień wcześniej a za dwa dni będziemy w apogeum imprezy). Ten ustalany na
spontanie plan wypalił fenomenalnie! Jakimś dziwnym trafem cały basen miałyśmy
całkowicie dla siebie, na osiedlu nie było żywego ducha. Po kąpieli i winie
wróciłyśmy do pokoju i ustaliłyśmy plan na dzień następny, a plan był
konkretnie jeden, dostać się do Petra tou Romiou, czyli skały Afrodyty,
miałyśmy wyjechać najwcześniej jak się da i wrócić tak, żeby jeszcze zdążyć
obejrzeć Groby Królów, które znajdowały się w pobliżu. Cóż ten plan akurat nie
do końca wypalił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz