![]() | ||
| Pożegnanie Polski |
![]() |
| Witaj Amsterdamie |
Po wymianie opinii jak się leciało (dobrze, dobrze) ustaliliśmy (nie żeby bez fochów), że Pan mąż czeka na swój samolot do Pekinu (2h) a ja "lecę" na zwiedzanie Amsterdamu City, bo w końcu po coś mam te 6 godzin kwitnięcia. Jeśli ktokolwiek miałby taką opcję zwiedzenia miasta, absolutnie polecam. Jednak nie ma to jak rozwinięta Europa z punktualnymi pociągami jeżdżącymi co pół godziny na i z lotniska oraz z panem biletowym znającym pojęcia takie jak: "return ticket" i "go streight and go down stairs", (zapewniam, że to bardzo ważny szczegół mojej podróży do Chin, która się wyjaśni już wkrótce) .
Jeśli chodzi o Amsterdam to jest uroczy, i czuję potrzebę powrotu po więcej. Pewnie wynika to między innymi z faktu, że nie udało mi się absolutnie zrealizować tego co zaplanowałam. A plan był prosty i bardzo wyjątkowy, bo postanowiłam udać się do muzeum Van Gogha (wspominałam już wcześniej, że nie jestem fanką muzeów, ale VG to trochę co innego...jego obrazy to po prostu co innego).
![]() |
| Nieopodal muzeum VG |
![]() |
| Mylący żyrandol... |
Przed wejściem do pociągu postanowiłam coś jeszcze przegryźć, coś Holenderskiego. No i co może być bardziej Holenderskiego niż... frytki?! Tak, właśnie na nie padło, ogromne fryty z tłustym majonezem, dzięki czemu cholesterol w żyłach czuje się jak w domu, ale w podróży wiadomo.. można jeść nawet mięso w piątki. Po powrocie na lotnisko rozkoszowałam się wszystkimi strefami odpoczynku dla podróżnych. Bez wątpliwości mogę stwierdzić, że Holandia to kraj w którym myśli się o wszystkich ludziach (całkiem jak Wiedeń w Austrii, czyli mam już dwa miejsca na świecie gdzie dba się o ludzi, szkoda że w obu tak dziwnie mówią...).
Tak czy inaczej w strefach odpoczynku, medytacji, bibliotece lotniskowej, muzeum lotniskowym czas zleciał jak z bicza strzelił. I trzeba było znów zapakować się do samolotu. Tym razem miało być długo, męcząco i wkurzająco. Poza tym, że w związku znów z niespodziewanym zrządzeniem losu byłam wyposażona w sprzęt elektroniczny po zęby (nie koniecznie mój), moje przejście przez kontrolę zajmowało wieczność. Już nawet w pewnym momencie ochroniarz pozwolił mi nie wypakowywać aparatu tylko zasuwać do samolotu. Na pokłądzie byłam pierwsza w swoim rzędzie (miejsce od okna na samym końcu, żadnego rozkosznego maleństwa które mogłoby kopać w moje oparcie - idealnie). Po chwili pojawił się pierwszy współpasażer, oryginalny Chińczyk. Po przyjaznym hello, zaczęły padać pierwsze pytania, pierwsze dwa nawet sympatyczne, skąd jestem i czy to moja pierwsza podróż do państwa środka, ale już po chwil nowy znajomy koniecznie chciał wiedzieć po jaką cholerę wybieram się tak daleko, gdzie właściwie jest moja uczelnia i czy długo tam będę siedziała (i pewnie zabierała im hausty ich bezcennego smogowego powietrza) i gdzie właściwie dokładnie lecę. Wymownie otworzyłam laptopa i stwierdziłam, że muszę się przygotować do konferencji - tej o której przed chwilą mówiłam. Po chwili przyszedł, a właściwie przyszła druga współpasażerka...I tu zaczyna być mniej sympatycznie... * Proszę spróbować w Pekinie, jak będą wolne miejsca to może się uda
** Instrukcję wyłączenia poczty głosowej można znaleźć w internecie, ale zapewniam, że to nie będzie pierwsza lepsza strona ani na pewno nie strona operatora, także życzę wytrwałości..wiadomo, chcesz znajdziesz sposób.




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz