piątek, 12 października 2012

1-Prima - Bolonia A. Przygotowania

Trochę się zbierałam do tego pierwszego konkretu, czyli opisu mojej  włóczęgi. Zastanawiam czy uda mi się to opisać w jednym poście, bo jednak moja wyprawa do Bolonii zabrała cztery dni, przy czym to co się działo przed też było,dość niewiarygodne! Myślę, że dla wszystkich będzie lepiej jak jednak to rozbiję na kilka postów. No bo w końcu nikomu obecnie nie chce się czytać jakiś długich wywodów a mi dla odmiany nie chce się ich pisać, a chcę dla siebie opisać tą przygodę najdokładniej jak się da, także opis będzie w kilku podejściach.
No więc zacznę od tego skąd w ogóle się wziął pomysł na Włochy. Generalnie Włochy mają u mnie plusa za położenie geograficzne, no i za kuchnię, ale nie są to do końca moje klimaty...Nie znam włoskiego, a Włosi swoim podejściem do różnych spraw też mnie nie zachwycają, ale... Było to tak: walczyłam o pieniądze (powiedzmy w pracy) i zdecydowałam, że jeśli uda mi się je wygrać, kupuję tani bilet i fru -  nie ma mnie, gdzieś gdzie jest wreszcie ciepło (czerwiec w Polsce - 15 C)!
                                                                   Lato w Polsce
I proszę - wygrałam,a skoro powiedziało się A to trzeba powiedzieć i B. No więc weszłam na oficjalną stronę wizzair i popatrzyłam jakież to mają aktualnie promocje. Paryż już miałam zaliczony, Barcelonę i Rzym też, przelatują kolejne promocje na banerze i STOP! Bolonia! - Pomyślałam, że tam to mnie jeszcze nie było i po paru klikach okazało się, że promocja obejmuje lotnisko z Katowic - czyli podwójnie fajnie, bo Katowic też jeszcze nie widziałam, i w tym wirze myśli jaka to cuuudowna przygoda mnie czeka, wyklikałam rezerwację. No i świetnie, bilet zakupiony na wrzesień, czyli przede mną była masa czasu (bo w czerwcu kupowałam) na dopracowanie wyprawy do najmniejszego szczegółu. Na początku poinformowałam znajomych, że są takie bilety i możemy lecieć. Ale jedni woleli polować a inni pracować, jeszcze inni mieli podróż poślubną lub zbyt małe dziecko na wychowaniu, no więc już w połowie lipca było jasne, że będzie to moja pierwsza absolutnie samotna podróż (nie licząc Nowego Jorku, ale zanim zaczęłam sama zwiedzać trochę już znałam to miasto). Wiedząc już, że nic nie muszę i nikt mi nie będzie marudził, że coś jest źle zorganizowane spokojnie czekałam sobie do września - właściwie ze wszystkim.W nocy, dwa dni przed wylotem doszłam do wniosku, że rozsądnie będzie zrobić jakąś rezerwację noclegu. Padło na hostel San Sisto. Zrobiłam rezerwację przez jakiś portal, ale dziwna sprawa nie otrzymałam żadnego potwierdzenia. Stwierdziłam, że w sumie mogę poczekać, może np. jutro przyjdzie.Zaczęłam też planować wszystkie dojazdy do miejsc, które miałam po drodze. Generalnie plan był taki: następnego dnia jadę do stolycy (odwiedzam rodzinę i nocuję), następnego dnia jadę do Katowic, (odlot miałam późny, więc na spokojnie), lecę do Forli, stamtąd busem na dworzec, potem do Bolonii, iii pewnie zwiedzanie, potem powrót do Katowic baaardzo późno i albo powrót nocnym pociągiem do Warszawy, albo nocleg w Katowicach, pościągałam odjazdy pociągów z oficjalnej strony pkp i dumna z przebiegłości, bo spisałam nawet numery telefonów ewentualnych hosteli w Katowicach, poszłam spać. Już następnego dnia okazało się, że nadal  nie otrzymałam potwierdzenia hostelu. Znalazłam więc adres mailowy do san Sisto i napisałam zapytanie, czy mają moją rezerwację i cóż pozostawało poza czekaniem......Żeby nie marnować czasu postanowiłam się odprawić przez internet, i tu spotkała mnie niespodzianka. Otóż tak się składa, że mam dwa nazwiska i jedno długie imię. Popatrzyłam na zapis rezerwacji, jest imię, jest nazwisko jeden a drugiego ani widu ani słychu. Pewnie już na etapie rezerwacji powinno mnie to jakoś zdziwić, albo może nawet lepiej jakby mnie zaniepokoiło, ale ja doszłam do wniosku, że na pewno nie mam tego tylko na monitorze, a jak zacznę drukować to się pojawi. Po wydrukowaniu biletu jednak nie zaszła żadna zmiana, nadal imię i jedno nazwisko. Zaczęłam myśleć że pewnie tyle danych by się nie zmieściło i to ONI (wizzair, system jak zwał tak zwał) mi je obcięli, no bo przecież na pewno nie zapomniałam! Ale po porównaniu poprzednich biletów w systemie okazało się, że niestety, ale raczej jednak nie wpisałam drugiego nazwiska. Wpadłam w lekką panikę.. Zadzwoniłam do infolinii (jedyne 4zł za minutę!), dostałam informację, że mam się zgłosić do check-in pół godziny przed wylotem, to wydrukują nową kartę. W międzyczasie dostałam też informację z hostelu, że nie mają rezerwacji, ale mogą zrobić. Wszystko więc się zaczęło układać. Tego dnia miałam też pociąg do Warszawy.
Na pociąg ledwo zdążyłam, i wtedy stwierdziłam, że ta wyprawa dostanie swój kryptonim: "Bolonia czyli ledwo co". Dojechałam do Wawy bez większych przeszkód, czas umilało mi smsowanie z koleżanką poznaną tydzień wcześniej we Wrocławiu, z moją najlepszą K,z mamusią i z mężem , który tylko wrzucał kolejne "o bosh" na informację, że prawie zapłaciłam karę w pociagu. Pisanie było tak wciągające, że połamałam paznokieć od kciuka, a ponieważ ja z natury uwielbiam obserwować prawidłowości zachodzące w życiu, wiedziałam już wszystko! Złamanie paznokcia zwiastuje jedno..PROBLEMY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz